Dłuższe wyprawy
Dystans całkowity: | 6195.20 km (w terenie 941.17 km; 15.19%) |
Czas w ruchu: | 325:42 |
Średnia prędkość: | 19.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 79.30 km/h |
Suma podjazdów: | 56304 m |
Suma kalorii: | 1583 kcal |
Liczba aktywności: | 80 |
Średnio na aktywność: | 77.44 km i 4h 04m |
Więcej statystyk |
Pilotowanie pielgrzymów jadących do Częstochowy
-
DST
110.39km
-
Czas
04:56
-
VAVG
22.38km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś wybrałem się raniutko do Myślęcinka aby pojechać razem z grupą z Rowerowej Brzozy i popilotować pielgrzymkę rowerową jadącą do Częstochowy. Wyjazd o godzinie 10:00 bardzo szybkim tempem przez zamczysko aby na 10:30 być w Myślęcinku.
Po dojechaniu na miejsce zastałem już grupkę kilku rowerzystów, w tym mojego kolegę z masy Łukasza, przywitałem się, postaliśmy trochę i przyjechał Zbyszek z Rowerowej Brzozy. Ustaliliśmy co i jak i ruszyliśmy w stronę Niemcza. Tempo jakie narzucili koledzy jadący z przodu było iście szatańskie, nie schodziliśmy ani na chwile poniżej 30km/h.
Na przejeździe przed Kotomierzem dogonił nas Kermit. Ruszyliśmy dalej. Jazda z Kermitem była jeszcze szybsza, jechało się bardzo dobrze. Do Pruszcza dojechaliśmy po około godzinie.
Na miejscu czekała już na nas pielgrzymka. Zbyszek jak zwykle załatwił poczęstunek i napitek, drożdżówki, banany i woda mineralna, wszystko czego rowerzyście potrzeba do szczęścia :P
Po posileniu się i napiciu ruszyliśmy w stronę Bydgoszczy. Przed startem podzieliliśmy się na pięć grup w zależności od tego jak szybko kto chciał jechać. Ja podłączyłem się oczywiście do grupy najszybszej, bo bardzo lubię szybką jazdę. Już na samym początku jazdy po wjechaniu na dziurawy szuter jeden z Pielgrzymów wywrócił się i pozdzierał Łokieć, w wyniku czego wszystkie wolniejsze grupy nas minęły. Po opatrzeniu poszkodowanego ruszyliśmy dalej. Na szutrze jeszcze wolno, ostrożnie, ale po wjechaniu na asfalt ruszyliśmy z kopyta.
Tempo oczywiście narzucał Kermit więc o wolnej jeździe nie było mowy. Szybko minęliśmy wszystkie grupy i rozpędzaliśmy się co raz bardziej. Na początku dziewczyny, które były z nami w grupie jeszcze dawały radę, ale nie było szans aby takim tempem utrzymały się długo za nami. Zostało nas ośmiu ścigantów. Jechaliśmy cały czas między 35 a 40km/h i w expresowym tempie dojechaliśmy do Myślęcinka.
Jako, że ta wolniejsza część pielgrzymki miała dotrzeć dopiero po 15 mieliśmy prawie dwie godziny na odpoczynek, więc pojechaliśmy do źródełka. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy i czas minął. Dołączyliśmy do reszty i ruszyliśmy już w obstawie Policji do Brzozy.
Jeden pas S5 mieliśmy dla siebie na wyłączność. Szybko dotarliśmy na miejsce noclegu Pielgrzymów gdzie znów czekał na nas poczęstunek. Kiełbaski z grilla i makaron z pyyyysznym sosem :)
Najedliśmy się do syta, porozmawialiśmy jeszcze chwilę ze Zbyszkiem i ruszyliśmy w stronę Piecek. W Pieckach posiedzieliśmy trochę nad jeziorem i ruszyliśmy już docelowo w kierunku Bydgoszczy. W Bydgoszczy rozdzieliliśmy się z Łukaszem i ruszyliśmy każdy w swoją stronę.W pieckach
© Pichulec
Kategoria Dłuższe wyprawy
Myślęcinek - Rozdawanie ulotek masowych
-
DST
53.71km
-
Czas
03:01
-
VAVG
17.80km/h
-
VMAX
39.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wybrałem się do Myślęcinka porozdawać trochę ulotek masowych rowerzystom i rolkarzom. Po drodze do Myśla spotkałem Anię i jej koleżankę Ewelinę. Wręczyłem dziewczynom garśc ulotek (a co, im więcej nas rozdających tym lepiej) i rozdzieliliśmy się. Poźniej spotkaliśmy się jeszcze, pogadaliśmy troszkę i dziewczyny pojechały do domu. W drodze powrotnej do Myślęcinka spotkałem Tomaszura, Kitę i jeszcze jednego kolegę. Znów chwila spędzona na pogaduchach i kolejny powrót do Myśla (chłopaki wracali do domu). Zrobiłem jeszcze kilkanaście kółek po Myślęcinku i ja też postanowiłem wracać. Misja wykonana 100 ulotek rozdane. Nowe okulary sprawują się rewelacyjnie, trzeba jeszcze tylko dokupić przeźroczyste szkła na nocne jazdy :)
Kategoria Dłuższe wyprawy
Bydgoszcz - Myślęcinek - Bydgoszcz
-
DST
58.30km
-
Czas
02:47
-
VAVG
20.95km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kilkanaście kółek po Myślęcinku, na początku z kolegą potem już sam. Powrót o zmroku.
Kategoria Dłuższe wyprawy
Jeżdzenie po sklepach rowerowych i wycieczka do Koronowa
-
DST
136.76km
-
Czas
06:46
-
VAVG
20.21km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
35.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj wybrałem się na długo oczekiwane zakupy. Od jakiegoś czasu napęd zaczął powoli szwankować, co w sumie nie jest dziwne ze względu na to iż jeździłem tylko na jednym łańcuchu a przebieg miał już prawie 9 tyś kilometrów. Miał prawo się żużyć po takim przebiegu, a było to tylko Alivio, muszę przyznać, że mimo wszystko dość pancerne..
Objechałem dziś w poszukiwaniu części całe miasto kilka razy, odwiedziłem wszystkie sklepy rowerowe jakie znam w Bydgoszczy, niektóre nawet dwa razy. W rowerku nastąpiły diametralne zmiany. Pozbyłem się w końcu Gripshiftów na korzyść Rapidfire Plus. Jeszcze nie mogę sie przyzwyczaić ale muszę przyznać, że kultura zmiany biegów jest dużo wyższa niż w gripshiftach.
Zmieniłem też siłą rzeczy napęd z 8rz na 9rz. Kupiłem kasetę Shimano Deore CS HG-50 9rz, łańcuch Deore LX CN-HG73 ze złotą spinką srama oczywiście (polecam) oraz manetki Rapid Fire Plus Shimano SLX SL-M660. Pozbyłem się też w końcu tej trójkątnej torebki pod ramę na korzyść podsiodłówki, rower wygląda teraz znacznie lepiej, bardziej rasowo. Z resztą, oceńcie sami. Wydane sporo kasy ale opłaciło się, nowy napęd pracuje rewelacyjnie.
Późnym popołudniem wycieczka do Koronowa z ekipą z Masy Krytycznej. Było rewelacyjnie mimo istnej sauny, tempo na trasie mieliśmy mega, cały czas około 30-35km/h. Przed startem dołączyli do nas mariw z kolegą Kubah z Jarocina, prawie jakby wiedzieli gdzie się zjawić :D Powrót około 22.Ekipa z Masy Krytycznej
© PichulecNo Saint Urian
© PichulecNowe manetki :)
© PichulecNowa kaseta i łańcuch + spinka
© Pichulec
Kategoria Dłuższe wyprawy
Wycieczka na Zamek Bierzgłowski i nie tylko
-
DST
90.31km
-
Czas
04:12
-
VAVG
21.50km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś wybrałem się z Danielastym na wycieczkę do Zamku Bierzgłowskiego. Ruszyliśmy około godziny 19:00 bo wcześniej ze względu na upał nie specjalnie mieliśmy ochotę ruszać. Do Zamku dojechaliśmy dość szybko bo odległość była niewielka, około 30km.
Na miejscu tradycyjnie sesja foto i ruszyliśmy dalej w kierunku Torunia bo grzechem było by o to miasto nie zahaczyć będąc tak blisko. Po drodze zauważyłem wielki radioteleskop, postanowiliśmy przyjrzeć się mu bliżej. Okazało się, że jest to Radioteleskop Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Niestety był to teren zamknięty. Jednakże ja nie zważając na to zadzwoniłem przy bramie domofonem i poprosiłem aby nas wpuszczono na sesję foto. Za argumentowałem, że przyjechaliśmy po to aż z Bydgoszczy. Po krótkim namyśle Pani nadusiła guzik i obserwatorium stanęło dla nas otworem (ach ten dar przekonywania :P). W środku porozmawialiśmy chwilę z obsługą i ruszyliśmy pod antenę. Ta do której dotarliśmy była olbrzymia. Dalej była jeszcze jedna, na oko jakieś 3 razy większa, ale niestety nie ma do niej dostępu, a szkoda :(
Po zrobieniu zdjęć ruszyliśmy dalej do Torunia. Dotarliśmy do tabliczki Toruń około godziny 22:00. Przed samym Toruniem wpadła mi do oka muszka i przez dalszą drogę tarłem oko niemiłosiernie, łzawiło jak diabli. Co dziwne jeżdżę w okularach i jeszcze dochodzi do czegoś takiego :/ Chyba będę musiał kupić okulary rowerowe, które zakrywają całe oko (z możliwością założenia wkładek korekcyjnych).
W Toruniu pokręciliśmy się po starówce, i ruszyliśmy pod kolorową fontannę porobić fotki. Po zrobieniu zdjęć wróciliśmy ponownie na starówkę tym razem coś zjeść. Oczywiście na starym mieście ogrom ludzi – nie takie pustki jak w Bydgoszczy o tej porze. Pięknych kobiet całe tłumy, oko latało co chwila gdzie indziej. Oj było na co popatrzeć :)
Około godziny 23:30 ruszyliśmy w drogę powrotną do Bydgoszczy. Jechaliśmy drogą nr.80. Tempo całkiem ładne 30-35km/h cały czas. Kawałek za Toruniem jakiś samochód miał wypadek, stała tam Policja. Musielibyście widzieć zdziwione miny gliniarzy gdy ich mijaliśmy. Moja lampa wali światłem mniej więcej jak światła mijania w samochodzie tyle ,że bez odcięcia u góry więc Policjanci widząc, że to tylko rower byli mocno zdziwieni :P W domu wylądowałem około godziny 1:00Pod radioteleskopem należącym do UMK
© PichulecWielki Radioteleskop w tle
© PichulecRadioteleskop z bliska
© PichulecZamek Bierzgłowski
© PichulecZamek Bierzgłowski
© PichulecZamek Bierzgłowski
© PichulecNa dziedzińcu zamkowym
© PichulecNa dziedzińcu zamkowym
© PichulecOto ja :P
© PichulecNa dziedzińcu zamkowym
© PichulecFontanna w Toruniu
© PichulecFontanna w Toruniu
© Pichulec
Kategoria Dłuższe wyprawy
Myślęcinek
-
DST
54.57km
-
Czas
03:47
-
VAVG
14.42km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Spokojna, lajtowa jazda z kolegami po Myślęcinku.
Kategoria Dłuższe wyprawy
Rekordowa wyprawa pełna przygód
-
DST
226.90km
-
Czas
10:16
-
VAVG
22.10km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Postanowiłem jakiś czas temu, że pojadę nad morze rowerem. Tej nocy spełniłem swoje postanowienie. Wszystko wyglądało tak: Postanowiłem jechać w nocy, w dzień powszedni ze względu na kilka czynników.
Po pierwsze: Prawie całkowity brak samochodów
Po drugie: Z reguły noce są bezwietrzne
Po trzecie: W nocy nie ma upałów
Po czwarte: lubię jeździć w nocy
A więc wieczorem przygotowałem sobie plecak do wyjazdu, zapakowałem kiść bananów (chyba z 7 szt) 12 batoników musli z biedronki :P 2x Napój energetyzujący (co okazało się błędem, lepsza była by zwykła woda z cukrem i cytryną). Plecak ważył sporo ale wraz z upływem czasu jego waga miała maleć, więc się tym specjalnie nie przejąłem. Około godziny 21:00 ruszyłem w drogę.
Trasa wyglądała tak:
Po przejechaniu około kilometra spotkałem znajomą, która gdy usłyszała gdzie i czym jadę nie mogła uwierzyć :D Chwilę pogadałem i ruszyłem dalej. Gdy dojeżdżałem do Koronowa było już ciemno, czas było odpalić lampę. Uruchomiłem ją na 50% gdyż miałem jechać ze światłem około 7h, na 100% lampka tyle nie wytrzymuje ( a chciałem jeszcze zostawić trochę prądu w pakiecie do ładowania GPS i telefonu).
Od Koronowa już z włączonym GPS ruszyłem w kierunku Tucholi. Na gpsie nie wyznaczyłem od razu całej trasy, tylko wyznaczałem ją krokami co 30-50km (aby przełamywać bariery psychiczne ( wiadomo, że lepiej gdy widzi się 50 km do pokonania a nie 250 :D ). Do Tucholi dojechałem około pierwszej w nocy. Zrobiłem sobie tam krótki 10 minutowy postój na jedzenie i picie.
Potem wyznaczyłem trasę na Czersk i ruszyłem dalej. Co do ruchu samochodowego to wcale się nie pomyliłem, samochody mijały mnie może kilka razy na godzinę max. Około godziny drugiej w nocy przyszedł pierwszy kryzys. Zabrakło mi motywacji aby jechać dalej, co chwila zatrzymywałem się z byle powodu, byle nie jechać dalej. Około trzeciej w nocy zaczęło też dawać znać o sobie pragnienie snu. Zadania nie ułatwiało to, że trasa ma przewyższenie c.a 770m i praktycznie przez pierwsze 180km jest cały czas pod górę. Mimo wszystko dziwiłem się, że potrafiłem jechać pod górki z prędkością 30km/h gdzie normalnie jechałbym pewnie z 20km/h. Wracając do trasy, jakoś udało mi się przełamać kryzys i w końcu dojechałem do Czerska.
Standardowo zrobiłem tam sobie odpoczynek. Zjadłem dwa kolejne banany i batonika musli, popijając izotonikiem który się skończył, więc przelałem drugi z plecaka do bidonu. Po odpoczynku zrobiło się parę kilo w plecaku mniej :) Teraz wyznaczyłem trasę do Kościerzyny i ruszyłem. Ten Odcinek trasy przejechałem całkiem sprawnie mimo że było to więcej km niż z Tucholi do Czerska. Powoli zaczynało się robić jasno i mogłem podziwiać co raz piękniejsze krajobrazy. Niestety nie było czasu na robienie zdjęć. Izotonik który wlałem do bidonu był beznadziejny, nie dało się tym napić.. Postanowiłem wylać go w cholerę i kupić na pierwszej lepszej stacji normalną wodę mineralną. Niestety stacji po drodze nie było więc sporo km jechałem bez picia.
Po dotarciu do Kościerzyny bardzo źle się czułem. Usiadłem w pewnym momencie i powiedziałem sobie, że nie ruszę dalej dopóki nie zjem czegoś normalnego. Pomiędzy Czerskiem a Kościerzyną nie czułem się najlepiej, praktycznie rzygałem na widok bananów i batoników, chciałem w końcu zjeść chociażby głupiego hotdoga z Orlenu (tylko to było dostępne o godzinie 5 rano). Wyznaczyłem więc na gps najbliższy POI Orlen i ruszyłem. Szybko dotarłem na miejsce bo stacja była tylko 1,5km od miejsca mojego zatrzymania. Po zjedzeniu hotdoga i wypiciu pół litra wody mineralnej od razu poczułem się lepiej.
Mogłem ruszać dalej. Jako, że było już jasno, mogłem poświęcić resztę pakietu na ładowanie GPS. Ten Odcinek trasy był dla mnie najgorszym koszmarem. Mimo że według bikemap.net miało być z górki. Takiego wała, było kilka zjazdów ale generalnie znów cały czas piąłem się pod górkę. Miałem już powoli dość. Około godziny ósmej rano dotarłem do Lęborka. Teraz został mi już tylko krótki (32km) odcinek do Łeby. Niestety, asfalt był tak dziurawy, że ten krótki kawałek był drogą przez mękę. Dodatkowo prowadzone są tam roboty drogowe i samochody praktycznie sie o mnie ocierały, no i ten deszcz... W końcu, po pokonaniu 226km (według bikemap.net wychodziło 232, być może gdzieś gps skrócił mi drogę) dotarłem do Łeby. Dodam, że dotarłem cały przemoczony i zziębnięty bo od Lęborka zaczęło lać jak z cebra i nie przestało aż do końca dnia. Wybrałem chyba najgorszy możliwy dzień na przyjazd nad morze. Nie mam z tego powodu nawet zdjęć bo po pierwsze już mi się nic nie chciało (po za spaniem) a po drugie nigdzie się nie ruszałem, tak lało.... Żałuję teraz, że się jednak nie przemogłem i nie pojechałem porobić jakichś fotek.
Najgorsze miało być jednak jeszcze przede mną. W Łebie spotkałem się ze znajomymi, którzy są tam na wakacjach. Posiedziałem pogadałem i postanowiłem ruszać z powrotem. Oczywiście o powrocie rowerem nie mogło być mowy ze względu na pogodę więc wybrałem pociąg. Z Łeby szynobusem dostałem się do Lęborka. Fajna sprawa, bo szynobusy z PESY mają wieszaki na rowery. Na dworcu w Łebie
© PichulecNa stacji w Lęborku
© Pichulec
W Lęborku dowiedziałem się, że pociąg do Bydgoszczy jedzie dopiero o 19:26, przypomnę, że była wtedy godzina 12 w południe. Co tu robić przez 7h gdy zmęczenie sięga zenitu, oczy same się zamykają a jednocześnie zdrowy rozsądek podpowiada, że dworzec pkp to nie najlepsze miejsce na spanie o ile nie chce się zostać okradzionym.... Postanowiłem więc zagadać do dziewczyn siedzących obok mnie. Okazało się, że jadą do Żagania, zostały okradzione i ogólnie nie fajnie. Pociąg miały kilka minut po 14 więc do tego czasu czas upłynął mi całkiem szybko. Później zagadałem do rodzinki z dzieckiem siedzącej niedaleko mnie, widziałem, że przysłuchiwali się mojej rozmowie z dziewczynami i tez zagadywali :) Okazało się, że czekamy na ten sam pociąg tyle, że ja wysiadałem w Bydgoszczy a oni dopiero w Rzeszowie - kawał drogi. Fajnie, pomyślałem sobie, przynajmniej będzie z kim pogadać. Gdy minęło około 5h czekania, bylem już tak zmęczony, że powiedziałem sobie: pal licho, muszę chociaż na chwilę się kimnąć. Poprosiłem moich nowych znajomych aby rzucili okiem na rower i mój plecak i przymknąłem oczy. Gdy je otworzyłem okazało się że minęło 1,5h i zostało pół godzinki do pociągu :D Btw, tak obskurnej stacji jak ta w Lęborku jeszcze nie widziałem, nie ma nawet porządnej poczekalni, trzeba siedzieć na dworze. Na dworze niestety było bardzo zimno. Kładłem sobie plecak na kolana aby choć ciutkę się ogrzać (przypominam, że byłem w krótkich spodenkach kolarskich).
O 19:26 zgodnie z planem przyjechał w końcu upragniony pociąg, chwilę wcześniej poznałem też bardzo fajną młodą kobietkę, która jechała do Tczewa ( Pozdrawiam jeśli to czytasz Edytko ;) )
W bardzo miłej atmosferze upłynęły mi na rozmowie z nią pierwsze dwie godziny podróży. Wszystko było by cacy gdyby nie perypetie z rowerem. Mimo że kupiłem bilet na rower, to nie było dla niego miejsca. Nie było wagonu rowerowego. Postawiłem go więc w przedsionku przedziału i przypiąłem linką. Okazało się, że kierownikowi pociągu przeszkadzał w tamtym miejscu i zaczęła nim szarpać (przypiąłem do rozsuwanych drzwi od przedziału sypialnego). Gdy poszedłem zobaczyć, po kilku stacjach czy rower jest jeszcze na miejscu, zobaczyłem obraz nędzy i rozpaczy. Rower był wykręcony w nienaturalnej pozycji a uchwyt od gps ledwo się trzymał. Poszedłem więc do kierownika pociągu i zjebawszy go najpierw zapytałem jak to jest, że kupując bilet na rower nie ma na niego miejsca. Kierownik powiedziała (to była kobieta), że ją to nie interesuje. Ja w takim razie klnąc jak szewc powiedziałem, że zabieram rower do przedziału (który jakiś czas wcześniej się zwolnił, wcześniej stałem z Edytką na korytarzu). Ona na to, że mam sobie go zabierać do przedziału jak chcę. Więc zabrałem. Dodam, że jakiś czas przed tym zajściem pytałem kolegę kierowniczki, czy mogę zabrać rower do przedziału. Kategorycznie zabronił. I gdzie tu logika??
Gdy Edyta wysiadła w Tczewie zostałem sam z rowerkiem w przedziale, pod koniec mojej trasy dosiadł się tylko sympatyczny Bułgar który całkiem dobrze mówił po Polsku. Pogadaliśmy, trochę i w końcu dojechałem do Bydgoszczy. Teraz tylko jeszcze dostać się do domu, do ciepłego łóżeczka. Dosłownie o tym marzyłem. Podsumowując, mimo niepogody, wyprawa bardzo udana no i pobity osobisty rekord długości przejazdu. Zrobiłem 226.9km w 10h i 16 minut. W dodatku ponad 180km non stop pod górkę. Obawiam się, że dłuuuugo tego nie pobiję.Nowy rekord przejazdu
© Pichulec
Kategoria Dłuższe wyprawy, Życiówka
Wycieczka z przygodami
-
DST
141.50km
-
Teren
70.00km
-
Czas
05:57
-
VAVG
23.78km/h
-
VMAX
52.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj wybrałem się na wycieczkę po bunkrach w Kruszynie i Zielonczynie organizowaną przez Bydgoskie stowarzyszenie „Bunkier”. Obudziłem się o 7 rano, zbiórka była planowana na ul. Artyleryjskiej o 10:10. Nie obudziłem się do końca, postanowiłem jeszcze poleżeć. No i poleżałem............ do 9:50, po prostu zasnąłem ponownie....
Obudziwszy się spojrzałem na zegarek i zwątpiłem. Nie zdążę, nie ma szans przejechać przez całe miasto przez 10 minut – pomyślałem, a miałem jeszcze iść zagłosować. Postanowiłem, że będę gonił wycieczkę.
Wyszedłem z domu bez śniadania, nie zabrałem ani picia ani pieniędzy – takie numery to tylko ze mną :D Po spełnieniu obywatelskiego obowiązku w lokalu wyborczym ruszyłem pełnym gazem ulicą Akademicką w kierunku miasta, na początku ulicy Czesława Lewińskiego odbiłem w las w kierunku Myślęcinka. Tempo jakie sobie nadałem było iście szaleńcze, na szutrowej nawierzchni osiągałem w granicach 40km/h i trzymałem przez dość długi czas. Pobiłem swój rekord czasu dojazdu do Myślęcinka. Zajęło mi to jedyne 20minut.
O 10:25 byłem już na miejscu zbornym. Oczywiście nikogo już nie było. Nie zatrzymując się ruszyłem dalej. Oczywiście nie interesowały mnie czerwone światła, zaliczyłem przejazd chyba na wszystkich. Całe szczęście, że miśków nie było po drodze bo bym dostał chyba z 5 mandatów :D
Na Osowej górze byłem krótko przed 11, nikogo nie spotkałem po drodze więc gnałem dalej, do Osówca i pierwszego bunkra dojechałem w ekspresowym tempie. Nikogo nie było. Byłem święcie przekonany, że pojechali już dalej w las więc pognałem do Kruszyna na ostatni bunkier.
Znowu nikogo nie było. Wróciłem więc znów na pierwszy bunkier. Znów nikogo nie zastałem, zrobiłem więc powtórkę i znów pognałem do Kruszyna i znowu nikogo nie zastałem. Chciałem jechać na tę wycieczkę aby robić fotki a zamiast to czynić jeździłem jak opętany w tę i z powrotem :D
O 13:00 w Leśniczówce w Zielonczynie miało być ognisko, pojechałem więc tam aby w końcu tam złapać grupę. Na miejscu byłem przed 13:00 ale żadnego z rowerzystów nie zastałem. Byli tylko organizatorzy którzy przyjechali samochodami. Grupa dotarła dopiero po godzinie 14:00.
Jak się później dowiedziałem, byłem w tych wszystkich miejscach gdzie oni byli, ale duuużo wcześniej. Nie ma jak to obudzić się 20min przed czasem startu wycieczki i zdążyć przed nimi, dodam, że byłem tam co najmniej godzinę prędzej :D To mniej więcej obrazuje z jakim tempem jechałem :P
Po skonsumowaniu kiełbasek postanowiliśmy z kolegą Łukaszem ruszyć jeszcze gdzieś dalej. Padło na Pieczyska nie daleko koronowa. Jechaliśmy na początek w stronę Bydgoszczy jeszcze z jednym rowerzystą - Przemkiem. W Bydzi już we dwójkę odbiliśmy na drogę do Koronowa. Tempo utrzymywaliśmy dość zacne i szybko mogliśmy usiąść sobie spokojnie na pomoście nad zalewem Koronowskim :) Zrobiłem kilka fotek, odpoczęliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Powrót przez Kotomierz, Dobrcz, Borówno, Nekla, Strzelec górne, Jarużyn. Kolega odbił do siebie na błonie na szosie Gdańskiej. W Jarużynie, zrobiłem 4 konkretne dohamowania z 50km/h do zera aby dotrzeć trochę nowe klocki. Wycieczka z przygodami, ale godna zapamiętania :) Pogoda dopisała, towarzystwo też, dystans rewelacja. Zalew Koronowski
© PichulecZalew Koronowski
© PichulecNad Zalewem Koronowskim
© PichulecKontrasty
© PichulecOgnisko w Leśniczówce
© Pichulec
Kategoria Dłuższe wyprawy
Pętla Bydgoszcz - Świecie - Chełmno - Bydgoszcz
-
DST
108.24km
-
Czas
05:11
-
VAVG
20.88km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Korzystając z pogody wybrałem się dziś w dłuższą trasę. Jechało się bardzo przyjemnie, było praktycznie bezwietrznie.
Kategoria Dłuższe wyprawy
Fordon - Osowa Góra - Miedzyń - Fordon
-
DST
50.40km
-
Czas
02:29
-
VAVG
20.30km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt No Saint Urian - już nieistniejący
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do Buldiego pomóc w odnawianiu i lajtowaniu nowej przyczepki masowej.
Kategoria Dłuższe wyprawy