Pichulcowe wyprawy

Przeklęta angielska pogoda

Niedziela, 29 kwietnia 2012 | dodano: 29.04.2012



Dziś wybrałem się do kolegi na urodziny, W sumie miałem sobie odpuścić ze względów finansowych jak i pogodowych. Od dwóch tygodni pada u mnie deszcz, i to nie jakaś mżawka, tylko dosłownie leje jak z cebra. Mówię sobie co tam tyle się przemęczę. Czego się nie robi dla kumpli. Jadę. No to pojechałem. Całą późniejsza drogę przeklinałem samego siebie, że wybrałem się w taką pogodę. Deszcz połączony z porywistym wiatrem zacinał tak strasznie że całą drogę kurwowałem na cały regulator: " Jeba....a Kur.....a angielska pogoda!! Kur......a!!!!!! I tak jechałem i kląłem. W końcu dojechałem jakoś. Rozgościłem się, impreza rozbujała się na całego, śmichy chichy, jest gicior mówię sobie. Po około 3h, jedna z dziewczyn zwróciła mi uwagę, że mam flaka w tylnej oponie w rowerze. Mówię sobie, nie możliwe, jakim cudem?? Patrzę, faktycznie... No kur.... To się nazywa pech. Ale nic to, mam pompkę, łyżki i łatki. Nie ma problemu oznajmiam i zabieram się do szukania dziury w dętce. Woda do wanny i jedziemy. Dziurka szybko została namierzona i załatana. Założyłem dętkę i zabieram się do pompowania. Pompuje pompuje aż tu nagle syk i całe powietrze schodzi. Patrzę, wentyl presta nie wytrzymał, i urwał się ten pręcik na który nakręcana jest końcówka która trzyma powietrze. Jako, że zapasowej dętki nie miałem to pomyślałem sobie, teraz już kaplica.... Oczywiście wszyscy w śmiech, mi natomiast do śmiechu nie było bo jakoś do domu wrócić trzeba. Około godziny 1 w nocy ruszyłem w kurewsko zacinającym deszczu do domu. Prawie 9 km do przejścia z buta. To była droga przez mękę. Nie dość, że deszcz napierdalał tak że zalewało mi całkowicie okulary to jeszcze do tego wiatr potęgował zimno. Buty SPD też nie ułatwiały sprawy, wiadomo, mega sztywna podeszwa nie ułatwia dłuższego chodzenia... Nie do pozazdroszczenia.... Po około godzinie marszu zobojętniałem już na warunki pogodowe, choć było mi kurewsko zimno, kurtka skórzana którą miałem an sobie zaczęła już nasiąkać wodą a ja nie byłem jeszcze nawet w połowie drogi... Do domu dotarłem o 3 nad ranem przemoczony i zziębnięty. Mam teraz nauczkę, że zawsze należy mieć zapasową dętkę, łatki to nie wszystko niestety. Po wejściu do domu szybki gorący prysznic i do łóżka. Nienawidzę angielskiej pogody!!!!!!!!!!!!!!


Kategoria Krótkie wycieczki


komentarze
Kenhill
| 07:04 wtorek, 1 maja 2012 | linkuj Ja kiedyś wracałem 25 km w burzy, świata nie było widać, a ja w koszulce i bluzie, gdy stanąłem w kuchni to pode mną zrobiła się kałuża :D
pichulec
| 09:41 niedziela, 29 kwietnia 2012 | linkuj Gdybym w Polsce miał pracę za takie same pieniądze co tu to bym wrócił, a tak to muszę to znieść.
Niewe
| 06:33 niedziela, 29 kwietnia 2012 | linkuj Wyjątkowo udana wycieczka :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!