Pichulcowe wyprawy

Potrącony przez taksówkarza

Sobota, 21 stycznia 2012 | dodano: 22.01.2012

Dzisiejszy wpis miał być taki jak zwykle, krótkie dom - praca - dom. W drodze do pracy stało się coś co jest warte opisania. Godzina 14:20, startuję jak zwykle do pracy. Mieszkam na wzgórzu i start jest fajny bo można pomykać z dość dużą prędkością (górka o nachyleniu 13%).

A więc jadę, jestem już praktycznie na samym dole. Dojeżdżam do skrzyżowania z New Town Street i widzę przed sobą ruszającą Toyotę Avensis - taxi. Doganiam go i na wysokości skrzyżowania on nagle zaczyna skręcać w lewo ( w momencie kiedy się już z nim prawie zrównałem), oczywiście zero kierunkowskazu, bo po co. Definitywnie była to jego wina, nawet pomijając kierunkowskaz, ponieważ ja byłem na głównej drodze a on skręcał w podporządkowaną. Jak wiadomo czas reakcji człowieka na zdarzenie to około jednej sekundy. Gdy chwyciłem za klamki obu hamulców było już za późno i leciałem już w powietrzu (jakieś 3-4m). Uderzył mnie z prawej strony.

Gdy leżałem już na ziemi kątem oka zauważyłem że gość (taksiarz był z Pakistanu) próbuje spierdolić z miejsca zdarzenia. Całe szczęście, że znalazł się jakiś poczciwy anglik który stanął mu przed maską i nie pozwolił odjechać. Zadzwonił też po karetkę. Gdy się trochę otrząsnąłem, wstałem (o dziwo nie stało mi się nic poważnego mimo braku kasku, wylądowałem w miarę szczęśliwie) zacząłem rozmawiać z gościem, zażądałem 200 funtów za zniszczenia. Zniszczeniu uległo przednie koło, tylna przerzutka wraz z hakiem oraz siodełko. Chciał mi zapłacić ale pod warunkiem, że nie zadzwonię na Policję i będe wołał mniej, stwierdził, że 200 to za dużo. Machał mi plikiem pieniędzy przed nosem i mówił "money is here". Powiedziałem mu, że tak czy tak mi zapłaci. Oczywiście zero skruchy z jego strony, zachowywał się tak jakby się nic nie stało. Nic dziwnego skoro bardzo prawdopodobne jest, że dopiero co wyszedł z lepianki w Pakistanie a tam, takie rzeczy na bank są na porządku dziennym i ofiar takich kierowców są setki. Zadzwoniłem na Policję i w oczekiwaniu na nich usiadłem na chwilę i zapaliłem papierosa. W między czasie przyjechała karetka. Usiadłem w ambulansie i sprawdzili moje obrażenia. Oczywiście byłem w szoku, tętno miałem 166/93, wiadomo podniesiona na maksa adrenalina. Po spisaniu protokołu i pytaniu czy chcę jechać do szpitala (moja odpowiedź była odmowna, śpieszyłem się do pracy - wypadek wypadkiem ale zarabiać trzeba, jestem tu zupełnie sam) wypuścili mnie.

Całe szczęście nic poważnego mi się nie stało, tylko stłuczone kolano, bolący bark i obolałe wszystkie kości. Po wyjściu z karetki czekał już na mnie policjant aby spisać zeznania. Dostałem imię, nazwisko i numer telefonu sprawcy. Oczywiście nie omieszkałem zrobić zdjęcia rejestracji jego samochodu oraz zdjęcia obrażeń. Kolano jest posiniaczone ale da się chodzić. Rower wymaga napraw.

Myślałem, że kierowcy w Anglii są lepiej wychowani ale okazuje się, że ten kraj niczym się pod tym względem nie różni od Polski. Będę dochodził swoich praw i żądał odszkodowania za straty, które będzie wypłacone z jego ubezpieczenia. Gdyby nie próbował uciekać dogadałbym się z nim bez policji, a tak to próby ucieczki mu nie popuszczę.

Obrażenia © Pichulec


Samochód sprawcy wypadku © Pichulec


Miejsce zdarzenia: Na skrzyżowaniu Strathmore Avenue i New Town Street.


Kategoria Praca


komentarze
Raven
| 13:32 niedziela, 22 stycznia 2012 | linkuj Widzę, że u Was taksówkarze mają podobne maniery drogowe, jak w Polsce...
Nie odpuszczaj mu i oby kolano szybko doszło do siebie.
Szkoda tylko, że samochód wyszedł z tego bez szwanku - inaczej by się nauczył patrzeć w lusterka i używać kierunkowskazów.
pichulec
| 10:23 niedziela, 22 stycznia 2012 | linkuj Pracuje tylko ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!