Pichulcowe wyprawy

II Maraton Metropolia MTB

Sobota, 11 września 2010 | dodano: 12.09.2010









Dziś wybrałem się na długo oczekiwany II Maraton MTB Metropolii, który odbył się w lasach Puszczy Bydgoskiej. Jest to mój pierwszy maraton w życiu, ale po kolei. O 6:30 byłem już na nogach, umyłem się i zacząłem sobie przygotowywać posiłek. Oczywiście postanowiłem sobie, że to będzie makaron z sosem bo to optymalny wybór na duży wysiłek. Najadłem się, ubrałem, przygotowałem sobie batoniki musli, wlałem Powerade do bidonu i ruszyłem w drogę.

O 7:20 byłem umówiony z Pelusem, mieliśmy jechać razem na parking k. lotniska aby zgarnąć tam jeszcze jedną osobę i ruszyć do Przyłęk gdzie miał odbyć się start maratonu. Po drodze, była okropna mgła, okulary parowały, co chwilę musieliśmy się zatrzymywać i przecierać szkła bo nie było nic widać..

Na parking dotarliśmy około godziny 8:30. Panf4 czekał już tam na nas zniecierpliwiony bo komary cięły aż miło :D Ruszyliśmy razem powoli do Przyłęk. W drodze okazało się, że chłopaki chcą startować w rajdzie rodzinnym i pojechaliśmy do Brzozy zamiast do Przyłęk.

W Brzozie zostawiłem bluzę, z długim rękawem Pelusowi i ruszyłem z kilkoma osobami z masy krytycznej do Przyłęk. Na miejscu posiedziałem, pogadałem sobie z chłopakami z centrumrowerowe.pl i nadszedł czas na start honorowy maratonu. Ruszyliśmy o 11:30. Po dotarciu na Start ostry, 5min przerwa na sikanie i ruszyliśmy.

Tempo jakie narzucili zawodnicy na dzień dobry było niesamowite, już na samym początku wyprzedziło mnie chyba z 15 zawodników a nie startowałem na początku stawki. Po pierwszych kilometrach stwierdziłem, że to będzie mega wyczerpujące doświadczenie. Na 5 kilometrze widziałem zawodnika z pierwszym zerwanym łańcuchem, kilka kilometrów dalej następnego.

Na początku maratonu dyszałem jak parowóz, ale po około 10-15 kilometrach tętno ustabilizowało mi się na odpowiednim poziomie i dyszenie znikło jak ręką odjął. Wziąłem się do pracy i zacząłem powoli odrabiać stracone pozycje. Bodajże na 20 kilometrze miałem pierwszy pomiar czasu. Trasa okazała się bardzo wymagająca i momentami trudna technicznie, kilka razy słyszałem za sobą dźwięk wyglebiającego się zawodnika :D Mnie przytrafiły się tylko dwa małe wypadki, na 12 kilometrze spadł mi łańcuch gdy wrzucałem go przy dużej prędkości na najmniejszą koronkę z przodu i na którymś ze zjazdów nie wyhamowałem i wjechałem w jednego z zawodników, na szczęście nic poważnego się nie stało i mogłem jechać dalej.

Gdzieś w połowie drogi minął mnie Piochu potem W4b, a trochę wcześniej Kita który startował na ostrym kole!!! Ogólnie jedna rzecz mnie zdziwiła, im dłużej jechałem tym mniej byłem zmęczony, a może miałem tylko takie wrażenie?? Gdy trasa zrobiła się równiejsza, zdołałem zjeść dwa batony musli, i popić pół litra Powerade, muszę przyznać, że po tym dostałem niezłego przypływu sił i ruszyłem z kopyta.

Na 30 kilometrze zacząłem wyprzedzać tych którzy minęli mnie na starcie. Pozycje odrabiało się ciężko ale było to do zrobienia, bo nie pojechałem od razu na max, a zostawiłem siły na później. Momentami trasa była tak piaszczysta, że na smart samach zakopywałem się na maxa, nie są to najlepsze opony na piach....

Trasa wyglądała mniej więcej tak, że na samym początku był interwał: góra - dół - góra - dół i tak w kółko, w środku trochę prostych i znów interwał. Dzień był bardzo gorący jak na Wrzesień, było 25 stopni ciepła, na trasie pot leciał ze mnie strumieniami... Zjazdy to było coś co mi się podobało najbardziej, niektóre wzniesienia miały nawet po 30-40 metrów wysokości i zjazdy z nich były rewelacyjne. Z początku przez pierwsze kilka zjazdów zjeżdżałem asekuracyjnie, ale potem odblokowałem umysł i szłem już do końca maratonu na całego!! Korzenie, stromy zjazd a ja 40-50 km/h na budziku :D Coś pięknego, dosłownie fale adrenaliny!! Polecam wszystkim takie doświadczenie :) Na mecie pocisnąłem ile się dało bo dochodził mnie już jeden z zawodników, był bardzo blisko. Po przejechaniu mety dostałem pamiątkowy medal, za uczestnictwo w tym jakże świetnym wydarzeniu.

Trasa maratonu liczyła 39,7km. Ostatecznie ukończyłem maraton na 67 miejscu Open i 27 w M2. Moja prędkość średnia to 19,3km/h. Jak na pierwszy raz, nie najgorzej :) No i przede wszystkim sprawdziłem siebie i swoją silną wolę.

Po maratonie byłem baaardzo zmęczony. Nie pamiętam abym kiedykolwiek się tak zmachał. Trochę postaliśmy na mecie, porozmawialiśmy i czas było ruszać do Przyłęk gdzie miały się odbyć dekoracje zwycięzców. Po dekoracji ruszyłem z Panf4 do domu, ślimaczym tempem 20km/h. Na Błoniu Łukasz odłączył się i ja już sam dotarłem około godziny 18:30 do domu. Co to był za dzień...... nie zapomnę go do końca życia :)

ps. Chyba jako jedyny nagrałem ponad dwu godzinny film z trasy, bądźcie czujni bo udostępnię go na dniach na swoim blogu, będzie też więcej zdjęć :)


Kategoria Rajdy / Maratony, Dłuższe wyprawy


komentarze
pichulec
| 17:53 poniedziałek, 13 września 2010 | linkuj Zobaczymy, jeszcze nie wiem, to było bardzo ciekawe i ciutkę extremalne doświadczenie :P
plusz
| 15:48 poniedziałek, 13 września 2010 | linkuj ...36 minutę widziałem on-line ;) ps.wiedziałem żeby uważać na tym zjeździe i "obstawiać" wąską ścieżkę po lewej stronie - bo ten piaszczysty zjazd był niebezpieczny... Pozdrawiam! ps.jak na pierwszy raz to nieźle ci poszło :) a jaki Maraton teraz? ...trzeba iść za ciosem ;)
pichulec
| 14:16 poniedziałek, 13 września 2010 | linkuj Lol, nie poznałem Cię hyhy :P , btw filmik tutaj: http://www.megavideo.com/?v=DZNMSHU5 polecam 36 minutę ;)
plusz
| 13:57 poniedziałek, 13 września 2010 | linkuj ...a startowałem ;) - nawet gadaliśmy na podjeździe... tuż przed Twoim "karkołomnym zjazdem" po piachu... pamiętasz? Pozdrawiam!
pichulec
| 12:28 poniedziałek, 13 września 2010 | linkuj Dzięki ;) A ty nie startowałeś??
plusz
| 05:50 poniedziałek, 13 września 2010 | linkuj Gratuluję Kolego! ...tym bardziej przy takiej trasie... Pozdrawiam, Plusz
pichulec
| 09:49 niedziela, 12 września 2010 | linkuj Masz rację, to był istny hardkor ;)
luqinio
| 09:48 niedziela, 12 września 2010 | linkuj 55,5 na takiej nawierzchni? Gleba by musiała bardzo boleć...
daro908
| 07:03 niedziela, 12 września 2010 | linkuj A już myślałem, że ze mnie taki śpioch. Myślę sobie "Ty jeszcze śpisz a tu już ludzie wrócili i wpisy pododawali". Doczytałem jednak i wiem że to wczoraj było, trochę się uspokoiłem sumienie przestało się odzywać, mogę spokojnie dojeść śniadanie i gdzieś wyruszyć. Gratuluję udane startu w maratonie, ja za tydzień też się wybieram na 1-szy mój maraton który będzie w Ustroniu. Pozdrawiam.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!